Rozdział 1. “Wróżka o zielonych skrzydłach”
*Znowu strasznie się darła. Mam nadzieję, że straże nie zbiegną się zbyt szybko. Posprzątam i mogą sobie przeszukiwać okolicę.*
To, że trzeba się uporać za każdym razem z ciałami tych wróżek zawsze strasznie mnie wkurzało. Wynagradzały mi to przynajmniej ich piękne skrzydełka i magiczne pierścienie.
*Już słychać te przeklęte sługusy królewskie.*
*Czy oni nie rozumieją, że w tej robocie trzeba ostrożnie, żeby nie uszkodzić zdobyczy?*
*Co za tępy nóż!- myślałem, gdy ten co chwilę się zatrzymywał nie chcąc ciąć dalej- Ught...*
*Dobra tylko przez chwilę będzie ociekać krwią.*
*Przez te cholerstwa muszę za sobą taskać jeszcze kawał ciała tej wróżki!*
*Ledwo udało mi się go odciąć od reszty!*
*Jeszcze chwila a nie zdążyłbym jej wrzucić do rzeki! - byłem wręcz wściekły, na jakiej granicy niebezpieczeństwa musiałem stanąć chcąc zabrać i tym razem ze sobą łup.*
Przynajmniej skrzydła miała ciekawe. Były chropowate na brzegach, a na zroście błyszczące. Całe w odcieniach ciemnej zieleni. Choć ich kształty był dość pospolity, to za to zdobienia w jaskrawej zieleni, na nich interesujące. Trójkąty i okręgi o różnych rozmiarach nachodzące na siebie, tworzące przepiękny wzór.
*Odbieraj szybciej- denerwowałem się, gdy po raz piąty próbowałem się do niego dodzwonić.*
*Jestem przekonany, że ta twoja szkoła już się skończyła, więc możesz dzwonić- mruczałem z niezadowoleniem sam do siebie.*
*Połączenie się zerwało! Agh...*
"Ten abonament jest w tej chwili niedostępny. Nagraj wiadomość głosową"
Maks jeśli po raz kolejny będę musiał tłumaczyć twoim starym- sklerotykom- czemu chodzę "tak ubrany" nie ręczę za siebie! A jak mnie spytają "do jakiego cosplayu są te skrzydła?" to chyba w końcu pozbawię ich życia.
Obyś szybko oddzwonił czy są w domu, albo zajął ich czymś jak będę wchodził.
Będę za jakieś dziesięć minut.
(Tak naprawdę całkiem lubiłem jego rodziców, jednak niewątpliwie zachowywali się co najmniej głupio- według mnie.)
Zawsze denerwowali mnie tacy ludzie, jak rodzice tego typa. Niestety większość starszego społeczeństwa tego gatunku jest taka. Ciągle pytają cię o tę samą rzecz, prawie za każdym razem jak cię zobaczą.
Najczęstszymi są: "jak było w szkole?" ewentualnie "w pracy"- dla starszych osobników. Samo miejsce jakim jest szkoła jest absurdalne. W tym kraju małe dzieci są przymusowo trzymane przez większość doby w tej placówce (wbrew ich woli) a ich rodziciele jeszcze pytają jak tam było. To jest jakieś porąbane!
Do tego większość z nich kłamie odpowiadając na te pytanie słowami: " było ok", "jest dobrze", "jak zawsze" i temu podobnymi to, że tak robią wywnioskowałem z obserwacji Maksa. Zawsze odpowiadał jednym z takich sformułowań a następnie zwierzał mi się przez godziny z tego co za patologia się odprawia w tych instytucjach.
Nie można było spokojnie zająć się robotą, tylko pocieszać tą niedorajdę. Nie byłem przecież ani jego matką ani ojcem, żeby radzić mu jak się uporać z jakimiś płotkami które go gnębiły.
Co miałem zrobić? Powiedzieć, żeby ich zabił? Połamał? Zastraszył? Od zawsze dobrze wiedziałem, że nie byłby w stanie zrobić żadnej z tych rzeczy i raczej nie wyobrażałem go sobie w mojej branży.
***
Stałem już przed drzwiami do mieszkania.
W mojej kieszeni poczułem wibracje, świadczące o SMS- w końcu pomyślałem.
158Please respect copyright.PENANA5QY6Bnf22D
"Nie ma mnie w domu. Będę dopiero rano."
Nie to chciałem usłyszeć. Módl się żebym nie spotkał twoich rodziców.
Szarpnąłem za klamkę, aż zapiszczała, ale drzwi się nie odtworzyły. Nikogo nie ma? Nawet tej małej?
Poczekam najwyżej godzinę. Jeśli nikt nie wróci to idę na nocne łowy.
Delikatnie rozłożyłem skrzydła przed sobą, aby się nie zniszczyły.
Następnie wyciągnąłem z płaszcza pierścień- należący wcześniej do zielono-skrzydłej. Nie był on jakiś silny, odpowiadał tylko za wzmacnianie skrzydeł. Miałem już takich sporą kolekcję. Mimo tego w ciąż nie mogłem się nadziwić, że pomimo dokładnie tej samej mocy, każdy z nich wyglądał zupełnie inaczej. Więc skąd wiedziałem, że są "takie same"? Otóż, każdy pierścień może być wykonany z metalu, złota, srebra lub miedzi- im silniejsza energia tym z twardszego materiału musi być wykonany. Ponad to, każdy z nich ma kryształy w sobie zazwyczaj więcej niż dwa- wyznaczają słabość przedmiotu. Do tego kryształy mają swoje kształty i kolory. Uściślając jeśli pierścienie posiadają kamienie o tej samej barwie i formie mają tą samą moc.
***
Dobra idę.
Zabrałem ze sobą skrzydła, udałem się do "składowni".
Była to mała szopa umieszczona głęboko w lesie. Od dawna nikt z niej nie korzystał, z resztą ja też używałem jej rzadko, a jak już to tylko w celu chwilowego przechowana zdobyczy- zazwyczaj w sytuacjach takich jak ta.
Te chaszcze! Naprawdę nikt nie jest chętny do ich wycięcia?- ironicznie pytałem sam siebie z niezadowoleniem. Musiałem jednocześnie przedzierać się przez krzaki, uważać żeby nie zniszczyć mojego ostatniego łupu oraz czuwać, aby w porę się zorientować gdyby w okolicy ktoś się pojawił.
Słyszę nurt rzeki, to dobrze, będę miał gdzie przemyć nóż po ostatniej misji, ale puki co moim priorytetem było odstawienie do "składowni" skrzydeł.
***
Coś jest nie tak- pomyślałem wchodząc do pomieszczenia (o ile można to tak nazwać).
W powietrzu unosił się słodki zapach, jakby ręcznie robionych perfum. Wilgotny smród przemokłego drewna i pleśni, zastąpiła przyjemna miodowo-kwiatowa woń.
Ktoś był tu przede mną i to nie dawno. Zapach w ciąż był bardzo intensywny. Podszedłem do małej lampki zasilanej bateriami, stojącej na jednym z stabilniejszych stosików drewna. Stanowiła ona jedyne źródło światła w szopie. Tak więc oczywiste było dla mnie potwierdzenie pobytu tu kogoś poza mną, gdy dotknąłem żarówki a ta okazała się być ciepła.
Przeszedłem uważnie się rozglądając i zaglądając w każdy zakamarek "sładowni", aby znaleźć cokolwiek co pomogło by mi określić kim była osoba przebywająca tu w wcześniej. Za jedną z szafek znalazłem niedojedzoną kromkę chleba, nie była ona zeschnięta, co jeszcze bardziej utwierdzało mnie w fakcie iż mój prawdopodobny przeciwnik nie mógł się zbytnio oddalić od tego miejsca.
Opuszczał je w pośpiechu, zauważyłem to, gdy znalazłem mapę okolic, która za pewnie wypadła mu z plecaka, który się stargał. Nieopodal zwoju leżał skrawek purpurowego materiału, musiał się rozerwać, gdy on szybko wybiegał z szopy.
Przy wyjściu z ściany wystawał spory gwóźdź, bywając tutaj nie raz, zdarzyło mi się na niego nadziać i poszarpać ubranie. Przeciwnik go nie zauważył i w pośpiechu rozdarł sobie torbę z której po za niezbędną do poruszania się w tych okolicach mapą (o ile nie mieszkasz tu od zawsze) wyleciał również mały pęk kluczy z brelokiem, przedstawiającym złotego smoka z chińskich legend.
Odłożyłem mój łup w bezpieczne miejsce, dodatkowo jeszcze je zabezpieczając. Wyszedłem z "składowni", tam na pobliskim drzewie iglastym znalazłem coś co uświadomiło mi kim jest tajemnicza osoba, która znalazła to miejsce oraz, że mam nową ofiarę.
Mianowicie nasza postać podarła sobie skrzydło, piękne, rubinowe, musiał nie być stąd skoro jako wróżka zgubił się w lesie. Nasza rasa zamieszkuje, w większości, takie właśnie tereny, rozległe, dzikie, nie zniszczone przez inne stworzenia. Więc dziwne by było, gdyby potrzebował mapy będąc mieszkańcem tych okolic i tym bardziej, na pewno, nie spłoszyłby go byle jaki szmer.
158Please respect copyright.PENANAHB95uVtlFE