Rozdział 2. “Wróżka o rubinowych skrzydłach”
Ta ofiara jest bardzo niezdarna-myślałem, podążając za coraz to bardziej oczywistymi poszlakami. Najpierw skrawek skrzydła, następnie w podobnym miejscu oddalonym o kilkanaście metrów niebieska tkanina.
344Please respect copyright.PENANAhDkQN6QGSW
Kilometr dalej ślady jakby po upadku oraz kolejny kawałek skrzydła- ani trochę nie byłem tym zadowolony. Co prawda wystarczy, że wpadnie gdzieś głębiej i już się nie wydostanie, bo nie może polecieć, ale cóż mi po takiej ofierze jeśli okaże się, że nie posiada żadnego cennego pierścienia?
Nie będę zabierał w ramach zdobyczy zepsutych przedmiotów. Poniekąd to właśnie skrzydła były moimi najwspanialszymi trofeami i były one tylko dla mnie. Nikt przecież ich nie kupi. Ludziom w większości są nie potrzebne, a jak już to za mało by za nie dali, niż są warte, a wróżki? Brzydzą się. Każda kocha swoje skrzydła i dba o nie nad wyraz oraz wychwala innych, jednak gdybyś komukolwiek pokazał same skrzydła "bez właściciela", najpierw by się zląkł, później patrzył na ciebie z pogardą. Ostatecznie wzywając straż. W tym jednym przypadku, nawet na czarnym rynku, nikt tego nie kupi i wezwie służby. Z resztą, tam jest to jedyna rzecz, której na prawdę nie można sprzedawać.
Natomiast pierścienie to zupełnie inna sprawa, sprzedasz je wszędzie, nawet elfom, które tak bardzo nie lubią z nami handlować. Dla ludzi ozdoba, dla nas moc, a dla elfów, nie wiem, ale bardzo ich pragną, zwłaszcza od wróżek.
Za pięć kilometrów jest urwisko, ślady wskazują, że kieruje się prosto na nie. Przy odrobinie szczęścia nawet rąk nie będę musiał brudzić. Urwisko to głęboka przepaść, powiadają, że nigdy się nie kończy, a jak tak to, że lepiej nie wiedzieć co tam żyje na dole. Posiada ono jednak wiele półek skalnych, od 100m się zaczynają i są duże oraz wytrzymałe, im głębiej tym mniejsze.
Jeśli on tam wpadł to w stanie w jakim określam, że był podczas biegu, to już go nie ma na tym świecie. A jedyne co będę musiał zrobić to ograbić i zepchnąć w bezdenną głębię. Sytuacja wręcz idealna, nie muszę walczyć, łatwy łup i ostatecznie zero dowodów. Takie misje lubię najbardziej, minimum wysiłku maksimum efektu.
***
Już za gąszcza można było dojrzeć skraj urwiska, gdy byłem odpowiednio blisko znacznie zwolniłem. Od kilku lat ziemia w pobliżu tego miejsca się osuwa (nie chciałem być jednym z takich to giną w takich sytuacjach). Jeszcze trzy lata temu ta dziura wydawała się o wiele straszniejsza- cóż chyba dorosłem nieco od tamtego momentu- myślałem spoglądając w dół, rozglądając się za moją zgubą.
Półki i ściany były porośnięte różną roślinnością, ale głównie mchem. Można było dojrzeć parę czerwonych kwiatów. Czerwonych? Przeszedłem szybkim krokiem na tamtą stronę, żeby lepiej to widzieć.
Tak jak pomyślałem, nie były to żadne kwiaty, szczerzę nie wiem z czego musiały by być tak owe, żeby rosnąć w takich warunkach.
Na jednym z występów skalnych leżała wróżka. Prawie, że naga, jej ubranie musiało się rozedrzeć i spaść na dół, jej skrzydła, o ile można było je jeszcze tak nazywać, były całkowicie zniszczone, ich małe kawałeczki porozrzucane zarówno po półce jak i po małych wgnieceniach w ścianie, dawały wygląd jakby kwiatów.
Tylko co tak urządziło tą wróżkę? Przecież z urwiska nie wyrastały żadne większe krzewy na których mogła by tak poharatać sobie skrzydła i odzienie.
Odpowiedź sama do mnie przyszła. Już wiedziałem, że to będzie ciężka noc.
Zza pobliskich krzewów wyłoniły się dwa żółtawe ślepia, a może trzy? Wyglądały groźnie, przerażająco, przemawiał przez nie gniew.
Odruchowo cofnąłem się o krok do tyłu. Tym samym zbliżając się do krawędzi urwiska. Bestia podchodziła do mnie. powoli wychodząc z zarośli.
Z wyglądu przypominała lisa- tylko ze cztery razy większego. Piękna biało ruda sierść mieniła się, w ledwo przedostającym się przez gąszcz, blasku księżyca.
Kroczyła powoli, wyszczerzając kły, ja z każdą chwilą cofałem się ku urwisku, starałem się nie wpaść w panikę. Przypominałem sobie, że mam skrzydła mogę w każdej chwil odlecieć. Jednak coś nie pozwalało mi tego uczynić. Szedłem ku bezdennej przepaści, jak w transie, nie mogąc niczego innego zrobić. Stan ten był dla mnie dziwny, przez myśli próbowałem dowiedzieć się dla czego nie mogę poruszać "władnie" swoimi częściami ciała. Nie pamiętałem żadnej sytuacji przez którą miałbym się aż tak bać lisów- co prawda ten był dużo większy i posiadał trzy ślepia oraz widziałem co uczynił tamtej wróżce. Szczerze byłem oburzony na samego siebie, ja morderca, o którym mówią i wystrzegają się wszystkie wróżki w okolicy, nie może sobie poradzić z lękiem na widok lisa wielkości trzech dużych psów?!
Serce stanęło mi w gardle, kiedy pod jedną ze stóp, którą miałem położyć na ziemi poczułem niepewny grunt. Zamarłem. Nie ruszałem się już w ogóle. Zdany na dobry humor bestii, z nadzieją, że się w końcu otrząsnę.
344Please respect copyright.PENANAlS2RtrayTy
Trzecie ślepie (osadzone nieco wyżej pomiędzy pozostałymi), wpatrywało się prosto we mnie. Przenikliwym wzrokiem, jakby mnie prześwietlało. Po kilku minutach pozostałe dwa dołączyły się. Tym razem w tych oczach można było dojrzeć zagubienie, wyglądały, jakby przepraszająco? Trochę, jakby pomyliły mnie z kimś i starały się teraz odkupić swoje winy. Wyraz twarzy zwierzęcia również diametralnie się zmienił. Schował swoje kły, oraz rozchmurzył się - o ile zwierzęta uważane za te "mniej rozumne" mogły to uczynić. Dalej stałem spięty, niepokoiło mnie, że stoję nad przepaścią, a bestia która jeszcze przed chwilą ewidentnie pragnęła mojej śmierci, nagle zmieniła swój nastrój. Zwierzę się zatrzymało. W dalszym ciągu nie odrywało ode mnie wzroku. Zboczyło ze swojej trasy, która dotychczas prowadziło prosto na mnie. Skierował się na pobliski kamień, mocno porośnięty mchem. Przysiadł tam. "Uśmiechną się" do mnie oraz zaczął ochoczo merdać ogonem. Coś we mnie drgnęło.
Poczułem przedziwną ulgę, jednak nie na długo dane było mi się nią cieszyć. Zachwiałem się, straciłem równowagę. Jeszcze chwila a może bym się dowiedział ,czy urwisko rzeczywiście nie posiada dna, czy też ma je i żyją tam przeróżne stwory. Na szczęście w porę odzyskałem władanie nad swoim ciałem. Wzniosłem się nad przepaść na moich ciemno fioletowych szpiczastych skrzydłach (których tak bardzo nie lubiłem, jednak nie mogłem ich odciąć. Jak już się często przekonywałem potrafią być pomocne.). Lis znajdował się tuż nad przepaścią, szczerze wydaje mi się, że gdyby mógł mówić powiedziałby coś w stylu: "mój boże myślałem, że już nie żyjesz! przepraszam, że cię wystraszyłem!". Podleciałem do niego. Przykucnąłem niedaleko, ale w znaczne odległości od tej cholernej przepaści. Bez wahania się do mnie zbliżył. Pogłaskałem go lekko chciałem mu przekazać, że nic mi nie jest- z nieznanych dla siebie powodów.
-Poczekaj tu chwilę- szepnąłem mu do ucha on parskną i kiwną głową, jakby mnie zrozumiał, a ja wróciłem do swojej pierwotnej roboty. Zleciałem na półkę skalną na której leżała moja zdobycz, nie ruszała się, lecz dla pewności sprawdziłem jej puls. Nie żyła. Podejrzewam, że była martwa od kąt tu przybyłem- myślałem spoglądając z niezadowoleniem na szczątki skrzydeł- no cóż, przynajmniej miejmy nadzieję, że biedzie miała pierścienie. Najpierw uniosłem jej prawą dłoń, na której to zazwyczaj trzymało się pierścienie, jednak nic, była gładziutka, blada, bez żadnej biżuterii. Czym prędzej sięgnąłem po lewą...
- Kurwa! - krzyknąłem, gdy i ta okazała się być pusta. Zmarnowałem czas, jej pierścienie, pewnie upuściła je podczas upadku. Natomiast niedaleko obok tej ręki spostrzegłem mały scyzoryk ubrudzony krwią i sierścią. Zastanawiałem się przez chwilę- czy to lis zaatakował ją, czy ona jego? Obie wersje były bardzo prawdopodobne.
Dostałem się z powrotem na górę. Rudy zwierzak w ciąż tam na mnie czekał- chyba go polubiłem- stwierdziłem w myślach, podchodząc do niego, aby wynagrodzić go "pieszczotą" za cierpliwość.
344Please respect copyright.PENANAQ29NvBMsaF
-No to co? Idziesz ze mną? Odprowadzę cię do szopy, tam za pewnie miałeś swoje legowisko, od jakiegoś czasu, prawda?- lis znów kiwną nieznacznie głową, potwierdzając moje słowa- mądry z ciebie zwierzak- po raz kolejny pogłaskałem go po łbie.
Na tej misji chyba zyskałem małego przyjaciela- choć chyba w cale nie małego- zaśmiałem się cicho na tą myśli i podążyliśmy razem w kierunku "składowni".
344Please respect copyright.PENANAHD18yFuBSc