***
Szczerze, tak naprawdę nie wiem skąd u mnie wzięła się taka sympatia do zwierząt. Może nie przywiązuję się do nich jakoś bardzo i łatwo radzę sobie z ich śmiercią, ale nie potrafiłbym tak sam zabić niegroźnego zwierzaka.
Oczywiście jeśli moje własne życie byłoby zagrożone nie zawahałbym się - na te słowa lis podniósł łeb w geście "Na prawdę?" jakby chciał zapytać "Nie zawahałbyś, się go zabić, to czemu jeszcze żyję?"- No ale ty jesteś niegroźny- próbowałem chyba wytłumaczyć wymysł mojej wyobraźni. No bo on przecież mnie nie rozumie, nie mógł teraz myśleć o tym jak mnie sparaliżowało, w tedy nad urwiskiem, prawda?
Byliśmy w tedy tak na oko w 1/3 drogi, do szopy. Rozmawiałem z nim idąc po ścieżce którą w wcześniej podążałem za tropem wróżki. W tedy nie miałem czasu się przyjrzeć okolicy. A ta naprawdę jest urokliwa. Wysokie drzewa, niskie krzewy i krzewy a pod nimi dzikie poziomki. Wszystko ubrane w przepiękne odcienie zieleni. Jest tu dość ciemno ale gdzie nie gdzie blask księżyca przedostaje się przez grube warstwy koron drzew. Co nadaje niezwykłego klimatu temu miejscu. Jednak nie długo pozwolono mi się cieszyć tym.
W pewnym momencie lis przystaną, zaczął się rozglądać nerwowo we wszystkie strony. Zaszeleściło coś w krzakach. Myślałem, że mi się to zdawało jednak trzyoki skupił całą swoją uwagę na tym punkcie. Ponownie się poruszyło. Znowu poczułem jak mnie coś paraliżuje, ale jednocześnie zdążyłem wyciągnąć saksę, czyli nóż można powiedzieć że dłuższy od takiego klasycznego którego używa się w kuchni.
Zza zarośli wyłonił się zwierz, był większy od lisa, jego pysk zalany krwią. Lis wyszczerzył na niego kły, stając w pozycji obronno-atakującej. Po raz kolejny uświadamiałem sobie że nie jestem w stanie walczyć ze zwierzętami.
Dlaczego, dlaczego będę musiał tak zginąć mówiłem sobie.
Bynajmniej przeszywał mnie gniew, na siebie, po raz kolejny tej samej nocy byłe bezradny. Mogłem tylko oczekiwać nieuniknionego. Śmierci, być może bolesnej i szybkiej, albo tortur niemiłosiernych ze strony bestii. Trząsłem się. Podejrzewam że musiałem wyglądać żałośnie, trzęsąc się jak galareta. Niewątpliwie się bałem, jak jeszcze nigdy, pomijając tamten dzień... Czułem jak tracę siłę w rękach aby dale trzymać broń uniesioną. Za niedługo ją puszczę. Moją stopę przeszył ogromny bul. Stało się to w tedy gdy straciłem już całkowicie siły i czucie w rękach. Saksa spadła mi ostrzem na stopę.
Ale nie to było w tej chwili najgorsze.
Zwierzę szykowało się do ataku wysunęło na wierzch rząd długich ostrych zębów ubrudzonych krwią, zapewnię tamtej wróżki pomyślałem, zdążyłem się już domyślić że to nie lis iż uśmiercił tylko ta bestia, która podczas mojego spotkania z nowym przyjacielem prawdopodobnie włóczyła się w innej części okolicy, ostatecznie natykając się na nas. Ruszyła w moją stronę. Odruch nakazał mi zamknąć oczy gdy tylko uniosło swoje cielsko na tylnych łapach wysoko nade mną.
Usłyszałem skamlenie, oraz cichy pisk, jakby ktoś oddawał swoje ostatnie wytchnienie...
Poczułem ogromny ból przeszywający moje ciało. Traciłem przytomność. Upadając zauważyłem leżące przede mną rude futro- teraz już ciemno czerwone od krwi. To chyba mój koniec pomyślałem, gdy obraz stawał się coraz ciemniejszy i coraz bardziej niewyraźny.
***
Jest ciemno. Chociaż to złe określenie, nie ma po prostu nic nawet ciemności, to ten stan, który przekracza wszelkie umysły, jednak czuję, że żyję. Nie ma nic, ale żyję, tego z jakiegoś powodu jestem pewny.
Nie wiem czy ta bestia mnie rozszarpała i teraz leżę bezwładnie na środku leśnej ścieżki, czy może poza nią przeniesiony przez stworzenie większe od tamtego lisa z kolczastym grzbietem wydłużonym pyskiem i kilku centymetrowymi pazurami u łap.
167Please respect copyright.PENANACxG7kOzZ6G
Być może moje serce miało zaraz stanąć, a ja ujrzałbym tak zwane światełko w tunelu. Jednak nic takiego się nie działo, nic się nie działo...
Nie potrafiłem nawet określić upływu czasu...
Czy tak wyglądają zaświaty?- pytałem sam siebie. Aż w pewnym momencie usłyszałem głosy. Ktoś jakby próbował mnie obudzić. Sprawić abym otworzył oczy.
Kto to był? Człowiek? Wróżka? A może inne stworzenie? Nie ważne kto, ale dla czego mnie uratował? Czyżbym był, aż w tak złym stanie, aby nie dało się rozpoznać seryjnego mordercy wróżek? Może to był człowiek?- tłumaczyłoby to jego nie wiedzę (reszta świata dość szczelnie ukrywała swoje istnienia przynajmniej przed większością).
Ludzie, jedyna rasa, która w większości nie przyjęła do świadomości istot pod pewnymi względami "lepszymi" od siebie. Były czasy w których ich wiedza o nas doprowadziła ich do tak strasznej zazdrości, że chcieli się nas doszczętnie pozbyć. Po tamtej aferze zaczęliśmy wymazywać się z ich pamięci zastając tylko słownym przekazem lub zapiskiem. Przestali nas uważać za coś realnego, materialnego i tak jest dobrze, dla ich ego i naszego bezpieczeństwa.
Mimo wszystko jeśli tak jest to jak wytłumaczył sobie skrzydła? Zgaduję, że jestem poważnie ranny więc ściągając moje ubrania, aby mnie opatrzyć musiał zauważyć, że są one wrośnięte w moje łopatki. Dziwny człowiek- pomyślałem.
Mógłby to być Max, w tedy domyślałby się co się stało i nie byłby zdziwiony. Jednak to nie mógłby być on, w końcu nie wiedział gdzie byłem, ani gdzie się udałem. Wiedział tyle że kilka godzin temu szedłem do jego domu ze skończonej misji. Więc jakim cudem zalazłby się w środku dzikiej części lasu? Nie był grzybiarzem, aby chodzić z samego rana po lasach.
Usłyszałem kroki. Koś wszedł lub wyszedł z pomieszczenia w którym się znajdowaliśmy.
-Cześć Michał- powiedziała jedna z osób, które były tutaj.
-Jak z nim?- spytała druga.
-Będzie żył, ale jego twarz już nie będzie taka gładka. Cud, że nie trzeba było amputować mu tej nogi.
-Pewnie nie prędko znowu stanie na nogi co?
-Tak ze cztery, pięć miesięcy minie zanim będzie w pełni sił. Ciekawe co go tak urządziło.
-Pewnie ta bestia o której krążą plotki- oboje się zaśmiali
-Tak, a ja to wróżka chrzestna- odpowiedział. W jego tonie wyczułem lekką pogardę? Chyba tak to można nazwać. Nie mówił jak ludzie, którzy lubią w taki sposób wyrażać ironię. Jakoś inaczej. Tak jakby nienawidził wróżek patrzył na nie z obrzydzeniem, wyższością. Czyżby elf? Nie. Elf nigdy by nie uratował wróżki. To niemożliwe.
-Słyszałem, że leżał obok niego jakiś futrzak, co z nim zrobiłeś?
-Już był martwy, chyba bronił swojego pana przed tym co ich zaatakowało.
-Wierna zwierzyna- mężczyzna westchną.
-Tak to prawda. Jednak teraz są ważniejsze sprawy niż wzdychanie za umarłymi. Musimy czekać, aż się obudzi.
-O ile się obudzi- dodał.
-Czeka nas co najmniej kilka ciężkich godzin czuwania. Idź zrób kawę-polecił.
-Tak jest!- odpowiedział z rozbawieniem i wybiegł z pomieszczenia.
Wrócił po jakimś czasie, nie jestem w stanie określić jak długim. Z tego co zrozumiałem to omal nie wylał kawy na tego drugiego.
Ustalali jakieś warty. Za kilka dni miał do nich dołączyć jakiś lekarz. Wyrażali się o nim z nadmiernym wręcz szacunkiem, zapewnię niezwykle wybitny, albo wiekowy- stwierdziłem. 167Please respect copyright.PENANAUk5WmUP3He
167Please respect copyright.PENANA5jXsoSIAf3